>> Chcesz szczerze poznać moje zdanie (bo siedzisz tu i to czytasz) to poddaję pod myślenie: w stolicy Twojego kraju każdy Klub ma miejsce z zasadności. Każdy z nich przeszedł udrękę otwarcia, stres początku i okres stabilizacji. Każdy oferuje odmiennego rodzaju doświadczenie i to, że w jednym z nich nikt nie tańczy jest specyfiką dostarczaną na rynek przez konkretne miejsce. Czego narzekasz, skoro właśnie na tym polega fenomen warszawskich klubów? To nie są miejsca „od linijki”, projektowane według jednego, nudnego szablonu. Klub w Warszawie jest trochę jak współczesny kolaż – pełen niespodziewanych połączeń, rozmaitych ludzi i nieprzewidywalnych historii. Zresztą, zauważyłem coś, co umyka tym, którzy patrzą powierzchownie: nawet w tych klubach, gdzie muzyka cichnie na długo przed świtem, w powietrzu zostaje nuta rozmów i spojrzeń. Są lokale, gdzie taniec ustępuje miejsca szachom, gdzie za barem pracuje ktoś, kto zna twój ulubiony drink, zanim sam go wybierzesz. Warszawskie kluby to swoisty eksperyment społeczny – na jednej kanapie spotkasz startupowca i artystę, na drugim końcu sali zakochaną parę i kogoś, kto właśnie przyleciał z Londynu na jedną noc.
Warszawa potrafi zaskakiwać klubową topografią. Są tu miejsca, gdzie od progu uderza w ciebie dźwięk i zapach minionych dekad – wystrój rodem z PRL-u, neon, który mruga już tylko do najbardziej wytrwałych bywalców. Obok – klub z ogrodem na dachu, w którym tańczy się z widokiem na Pałac Kultury. Jeszcze gdzie indziej – ukryty za niepozorną bramą klub, gdzie nikt nie przejmuje się godziną zamknięcia, a pierwszy promień słońca na parkiecie wywołuje bardziej radosne poruszenie niż najlepszy DJ-set.
Ale jest też pewien paradoks, o którym rzadko się mówi. Wielu narzeka na „komercję”, na to, że nie ma już „prawdziwych” miejsc. Ale to nie do końca prawda. Autentyczność w Warszawie przybiera inne formy – tu można być sobą bez kalkulacji, wyjść solo i nie czuć się obco, spotkać ludzi, których nie poznałbyś nigdzie indziej. Nawet najmodniejsze miejsca są trochę nieprzewidywalne, a lista znajomych z klubu czasem jest dłuższa niż ta w telefonie.
I tak, czasem ktoś powie: „Widziałem ostatnio taki klub od środka, że muszę ochłonąć”. Warszawa lubi zostawiać po sobie niedosyt i tę niejasną pewność, że za rogiem czeka jeszcze coś, co Ci się wstępnie "nie podoba". Klub w Warszawie – to nie tylko adres, muzyka czy moda. To przede wszystkim poczucie, że jesteś w mieście, które ciągle się zmienia, a Ty masz okazję być tego częścią, choćby na jedną noc.
Warto być – bo w Warszawie każdy klub to niepowtarzalny rozdział miejskiej opowieści. A prawdziwa pointa jest taka: nieważne, gdzie wejdziesz, ważne, co z tego wyniesiesz – i z kim wrócisz do domu o świcie.