Kiedy gej polski wychodzi na miasto popatrzeć co tam "na Warszawie" słychać, czy jest co popatrzeć, pochodzić, to nikt w niego nie rzuca wyzwiskiem ani kamieniem, tylko właściwie nic nie robi czyli jak być powinno w zasadzie wszędzie. Oceniam, że dalej jest neutralnie. W Warszawie każdy ma miejsce, tak to odbieram...
Neutralność jako cecha charakteru
Neutralność jest jak cicha supermoc. Osoba, która patrzy na różnorodność z dystansem i spokojem, nie spieszy się z oceną. Jeśli coś kogoś "wychyla poza skalę" – orient, fryzura, pogląd, stylówka wygrzebana z kosza po starszym bracie – to neutralny patrzy na to z łagodną ciekawością lub wcale nie patrzy. Daje innym margines istnienia. Prawdziwa neutralność nie jest synonimem obojętności czy znudzenia – raczej efektem dojrzalszej ciekawości świata, która pozwala, by człowiek, zanim stanie się kolejną szufladką, pobył po prostu… człowiekiem. Warszawa też taka jest – jej neutralność jest jak miękki plecak turysty: pomieści dużo, potrzyma, nie ciąży, nie ociera. To cecha, która pozwala widzieć szerzej, a nie tylko przez filtr „naszości” i „inności”.
O cechach bytu
Każde bycie rodzi cechy. Bycie to nie tylko obecność w danym środowisku, ale też umiejętność wtapiania się w nie na własnych zasadach. Bycie to różnorodność, bo świat bez różnorodności zaczyna marnie pachnieć. Ale to też pewna stałość – wracasz codziennie do tego samego miasta, do tego samego sklepu, spotykasz tych samych ludzi, choć codziennie są troszkę inni. Bycie niesie styl: można go nazwać, opisać, wychwycić w powietrzu. Warszawa ma swój styl – nie zawsze wyczuwalny na pierwszy rzut oka, ale obecny dla wszystkich, którzy przez chwilę zatrzymają się na ławce, podpatrzą życie na skrzyżowaniu, na bazarze, pod klubem, za Żabką. Styl ten polega na łączeniu właśnie tych, którzy normalnie się nie stykają. Neutralność – jako jedna z tych „cech bytu” – trzyma to wszystko razem w całość, nie dusi, nie wymusza jednolitości. Pozwala spoić ludzi przez sam fakt bycia razem, obok, nawet jeśli każdy z innej bajki.
Neutralność Warszawy
W Warszawie każdy od początku czuje się tutaj trochę u siebie, a zarazem w tłumie, w którym można zniknąć bez przeszkód. Może dlatego można tu znaleźć szczęście przez prozaiczne „bycie” – bo nikt się nie wtrąca, nie zagląda przez ramię na ekran, nie komentuje „a w moich czasach…”, nie rzuca ironicznym „yyy...”. Jest czas na spacer, na kawę, na reset pod sklepem i nawet na lekkie błądzenie. Neutralność w tym mieście daje komfort – wiadomo, że ktoś coś pomyśli, ale zatrzyma to dla siebie. Drobny margines błędu istnieje dla każdego – możesz dziś być bardziej albo mniej sobą, pomylić się, zrobić coś szalonego, a Warszawa to przyjmie, nie zgorszy się, nie wyśmieje. To jest miejsce, gdzie nie musisz stale marnować energii na zbroję czy maskę. Ludzie tu – bez zbędnego hałasu – po prostu poddają Ci przestrzeń do istnienia. Można dzięki temu trochę wolniej dorastać, popełniać błędy, przekraczać własne ograniczenia, bo najważniejsze w Warszawie jest to, że rzeczywiście istnieje tu prawo do bycia neutralnym – i to nie jest wstyd.